Powrót do strony Blog
26 listopada 2020


Najstarsze zdjęcie w rodzinie

Korzenie tego projektu sięgają roku szkolnego 2009/2010, który to Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło  Rokiem Historii  Najnowszej, a  Małopolskie Kuratorium Oświaty wraz z wieloma instytucjami wspierającymi podjęło inicjatywę pod nazwą Małopolski Rok Historii Najnowszej. Wtedy to, w gronie nauczycielek zespołu edukacji wczesnoszkolnej Szkoły Podstawowej Nr 17 w Tarnowie, zastanawiałyśmy się, jak naszemu - tak młodemu uczniowi uświadomić, czym jest historia, jak go w tej historii osadzić, jak pokazać, że pomimo upływu czasu i śmierci naszych przodków, mieli i mają oni realny wpływ na współczesność i na przyszłość rodzin, jednostek, społeczeństwa

Odbyła się więc burza mózgów i tak powstał projekt międzyklasowy „Najstarsza fotografia w rodzinie”. Zainspirowani tą inicjatywą, zaproponowałyśmy rodzicom i dziadkom, aby wraz z naszymi uczniami, a ich dziećmi  i wnukami podjęli się trudu wspólnej wędrówki w przeszłość własnej rodziny. Okazją ku temu miało stać się oglądanie starych albumów podczas spotkań rodzinnych w Dniach Babci i Dziadka. Projekt cieszył się sporym powodzeniem wśród uczniów i ich bliskich.
Refleksje i doświadczenia związane z tym pierwszym projektem, skłoniły mnie, by powtarzać go raz w 3-letnim cyklu kształcenia moich kolejnych klas.
Celem projektu jest zawsze zachęcenie dzieci i młodzieży do zainteresowania się historią własnej rodziny, poszerzenie ich wiedzy z zakresu historii XX, a nawet XIX wieku, kształtowanie postawy patriotycznej i świadomości obywatelskiej.
Zachęcam więc uczniów, by przy pomocy bliskich, a szczególnie nestorów rodzin, wyszukali najstarsze zdjęcie, które znajduje się w zasobach rodzinnych albumów oraz zbadali, kogo ono przedstawia, gdzie i w którym roku zostało wykonane. Istotne jest także przybliżenie dzieciom, w dostępny dla niego sposób, historii związanej z miejscem i czasem zatrzymanym w tej fotografii. To osadza rodzinę,
a tym samym samego ucznia, w historii miasta, regionu, narodu.
Nieistotny, choć podnoszący temperaturę całej akcji jest zwykle towarzyszący poszukiwaniom element rywalizacji – kto wyszuka najstarsze zdjęcie w klasie.
Zeskanowane rodzinne fotografie wraz z historiami, jakie udało się dzięki tym badaniom odkryć, za zgodą rodzin umieszczam we wspólnej prezentacji klasowej. Staram się zawsze nadać tej prezentacji piękną formę.
Potem następuje czas ćwiczenia przez uczniów ich mini wystąpień publicznych, gdyż projekt kończy się uroczystym spotkaniem międzypokoleniowym, kiedy to właśnie najmłodsi przedstawiają rodzinną historię widzom. Ileż przy tym emocji, ile pokonywania własnych barier, słabości, uprzedzeń! To ważny czas pracy: nad budowaniem wypowiedzi, jej językiem i stylem, nad dykcją i impostacją głosu, ale
i postawą ciała, odwagą w spojrzeniu, co buduje pewność siebie młodego mówcy. To bardzo cenny „efekt uboczny” udziału w projekcie.
Kolejnym - jest budowanie poczucia dumy rodzinnej i zakorzenienie w rodzinie nie tylko dziecka, ale – jak twierdzą rodzice – i dorosłych, którzy niejednokrotnie sami odkrywają przeszłość swojej rodziny.
To, co dla mnie bardzo istotne i zawsze to podkreślam – projekt stawia osoby najstarsze w rodzinie w pozycji autorytetu, sadza je na rodzinnym „tronie”, skąd niejednokrotnie muszą zeskoczyć najmłodsi, równie przecież ważni w rodzinie, ale często zawłaszczający sobie miano pępka świata.
To takie ważne, byśmy – z zachowaniem wszelkich praw i w poszanowaniu godności, znali swoje miejsce w rodzinie (a tym samym w każdej społeczności), uznawali autorytety i dawali im posłuch.
Dzień prezentacji jest zawsze dniem „odświętnym”, pełnym wzruszeń (czasem
z bardzo różnych powodów) i tych najmłodszych, i tych nieco starszych. Poczucie dumy jest wszechobecne. Dziadkowie ocierają łzę wzruszenia, sama nawet nie wiem, czy z powodu powrotu pamięcią w przeszłość, czy z powodu uświadomienia sobie, że ten mały, rozedrgany mówca będzie pisać ciąg dalszy rodzinnej sagi. Rodzice uczniów z radością patrzą na swoje (jakże w tym momencie poważne) pociechy, ale i z troską o swoich, coraz starszych już rodziców. Na twarzach dzieci – satysfakcja i ulga, że już po! Ale przecież i duma, bo doceniono, pochwalono, przytulono i bito brawo.
Na koniec jeszcze dyplom i uznanie ze strony ich Pani – tak ważnej na tym etapie rozwoju. A staram się, by dyplomy były wyjątkowe, spersonalizowane, z tym właśnie – najważniejszym dziś zdjęciem.
Dla mnie też jest to dzień wzruszeń. Odkryto przecież, przede mną także - piękne, rodzinne historie:
- O pradziadku Rafałka, który dzięki przytomności prababci został uratowany przed rozstrzelaniem, gdy w 1939r. hitlerowscy żołnierze wywlekali go z domu po tym, jak zobaczyli na ścianie izby jego zdjęcie w mundurze. Dopiero pomysł żony, która nie znając języka niemieckiego, chlusnęła wodą do kaflowego pieca, by przekazać, że jest to mundur strażacki, a nie wojskowy.
- O praprababci Oli, która w 1914r. wraz ze swoją niespełna roczną córką cały dzień poświęciła na przejazd wozem do Tarnowa, by tu zrobić zdjęcie swoje z córką i wysłać je mężowi. Ten nie widział jeszcze swojego dziecka i jak się potem okaże, nigdy nie zobaczy, gdyż zginie na froncie I wojny światowej;
- O bracie dziadzia Olafa, który w 1943r. jako 14-latek, po ucieczce ze Lwowa do Tarnowa pod opieką matki, heroicznie, choć samowolnie postanowił wrócić po ojca - w tym samym czasie, gdy ten wsiadał do pociągu jadącego ze Lwowa do Tarnowa. Pociągi spotkały się w drodze, zaś motorniczy chcieli zamienić kilka słów o realiach wojennych. W tym momencie wagony syna i ojca zatrzymały się równolegle, dokładnie w tym samym miejscu. Obaj się zauważyli i rozpoznali, a syn zdążył się przesiąść do ojca, by szczęśliwie wrócić do Tarnowa i przeżyć tu zawieruchę wojenną.
- Najstarszym zdjęciem w historii tych projektów okazało się zdjęcie ślubne praprapradziadków Madzi, wykonane w 1890r. w zakładzie fotograficznym istniejącym w Tarnowie do dzisiaj, misternie naklejone na tekturową podkładkę ze znakiem firmowym i datą.
To tylko kilka rodzinnych historii, nie sposób przytoczyć tu więcej. Chciałoby się pokazać te zdjęcia – zawsze cenne, historycznie wartościowe, a niejednokrotnie też piękne, jak i losy z nimi związane. Ale nie można – z szacunku do tajemnicy, dostępnej tylko w gronie rodzinnym, a mnie jedynie - na chwilę - rąbkiem odsłoniętej.


Autor: Agnieszka Bigos - nauczyciel nauczania wcesnoszkolnego, wychowawca i propagator komunikacji bez przemocy oraz kultury dialogu. 


---

Projekt współfinansowany ze środków Funduszu Sprawiedliwości, którego dysponentem jest Minister Sprawiedliwości