Rodzic zaczyna więc prosić, następnie nakłaniać, a w końcu (w bezradności) krzyczy, rozkazuje i szantażuje. Kiedy emocje opadną, niepewność rodzica podszyta ogromnymi wyrzutami sumienia każe złagodnieć i stać się bardziej wyrozumiałym, ugodowym rodzicem. Wtedy dzieci odpuszczają, proszą o więcej, korzystają z braku surowych wymagań. W rodzicu stopniowo coraz bardziej się gotuje, bo chce być dobry, ale kiedy dzieci znowu olewają szkołę i obowiązki, a młodsze setny raz pomalowały wyremontowaną ścianę… ileż można?
Jestem przekonana, że każdemu rodzicowi znane są niektóre z powyższych przykładów. I tutaj z pomocą przychodzi Pozytywna dyscyplina - metoda wychowawcza oparta na szacunku i empatii, która nie tylko proponuje spójną filozofię wychowania, ale też bardzo konkretne narzędzia w postaci propozycji zachowania się w określonych sytuacjach czy przykładów dialogu, jaki można w trudnych sytuacjach prowadzić z dziećmi. Zarówno filozofia, jak i narzędzia Pozytywnej dyscypliny mają poparcie w aktualnych badaniach naukowych w dziedzinie psychologii i wspierają styl rodzicielski, który - według wspomnianych badań - daje dzieciom najszersze kompetencje społeczne, sprzyja rozwojowi inteligencji emocjonalnej i chroni ich wrażliwą, kształtującą się psychikę.
Mowa tutaj o demokratycznym stylu rodzicielskim. Można powiedzieć, że Pozytywna dyscyplina jest „ucieleśnieniem” tego stylu w postaci konkretnych narzędzi i technik dla rodziców, wychowawców, opiekunów i nauczycieli. Wartość takich narzędzi polega na ich skuteczności (ponieważ realizują cele wychowawcze) oraz dbałości o empatyczne i pełne szacunku podejście zarówno do dzieci, jak i dorosłych.
Pierwszym filarem Pozytywnej dyscypliny jest więc szacunek: do dziecka, do dorosłego i do wymogów sytuacji. Tego rodzaju triada nie jest wcale łatwa do osiągnięcia, choć wszyscy o takiej marzymy. W jaki sposób więc metoda realizuje potrójny szacunek w praktyce?
Po pierwsze, przez okazanie dziecku pełnej akceptacji dla przeżywanych przez nie uczuć. Dziecko ma prawo doświadczać każdego rodzaju emocji, a zadaniem rodzica jest pokazać, że istnieje przestrzeń dla tych emocji, i że jest w stanie je przyjąć, skontenerować. Rodzic pokazuje w ten sposób, że emocje są bezpieczne, że niosą ze sobą ważne informacje oraz nazywa te emocje, aby dziecko w przyszłości mogło łatwiej je rozpoznać.
Po drugie, przez stawianie granic związanych z wymogami sytuacji lub z granicami dorosłego. Stawianie granicy nie musi się wiązać z krzyczeniem, że „tego nie wolno, tyle razy Ci mówiłam”. Może się odbyć przez spokojne wyrażenie swojego stanowiska, przez przypomnienie warunków zawartej wcześniej umowy czy przez dokonanie wspólnych ustaleń na podstawie tego, czego obie strony potrzebują.
Dzieci, które regularnie doświadczają bezwarunkowej akceptacji dla przeżywanych przez nie uczuć przy jednoczesnej znajomości granic i, niekiedy, twardej konsekwencji dla prób łamania granic - według badań czują się bezpieczniej od dzieci, które tego nie mają; są spokojniejsze i bardziej skłonne do współpracy.
Znam wielu rodziców i nauczycieli, którzy odetchnęli z ulgą dzięki znajomości tych dwóch podstawowych zasad oraz dzięki temu, że nauczyli się stosować je obie w praktyce. Nie na zmianę, ale obu jednocześnie. Odetchnęli również widząc, że ich dzieci tego właśnie potrzebują i nie tylko uspokajają się, ale też bardziej ufają dorosłym, którzy tak właśnie potrafią się zachować.
Anna Moszko-Wawer
Anna Moszko-Wawer - trenerka, coach kryzysowy, Edukatorka Rodziców i Wczesnego Dzieciństwa, absolwentka psychologii rozwoju i Studium Pedagogicznego, autorka programów szkoleniowych w zakresie budowania odporności psychicznej i psychologii rodzicielstwa; prywatnie żona i mama trzech urwisów; https://wszystkoostresie.pl